wtorek, 20 września 2016

On był Cieniem. Ona chciała być jego światłem - ŚWIATŁO W MROKU - debiut idealny.








Liczba stron: 328
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania. 2016
Ocena: 9/10
( rewelacyjna to za mało na określenie tego debiutu! )





Rzadko, kiedy sięgam po książki fantasy. Przyznaje się bez bicia, że ten gatunek ostatnie mi czasy strasznie zaniedbałam. Winą mogłam obarczyć fakt, że po przeczytaniu serii „Akademia wampirów” nie mogłam odnaleźć równie intrygującej książki. Czułam się oczarowana historią Rose i Dimitra, dlatego nie zagłębiałam się jakoś szczególnie w poszukiwania. „Światło w mroku” przypadkiem przewinęło mi się w zapowiedziach, naszego wspólnego wydawnictwa. Już po okładce czułam, że ww. książka mnie nie zawiedzie i mój nos książkowy nie zawiódł. Powiedziałabym nawet, że radar ten został znacznie wyostrzony.

Jeden wieczór.

Tyle wystarczy, by Eli przekonała się, jak niewiele potrzeba, by wszystko, obróciło się w pył.

Jeden wybór, który może przynieść śmierć milionom istnień.

Ona, która nie zdaje sobie sprawy, że należy do Lamandi – rodu Światła – który wkrótce się o nią upomni.

On jako jedyny mężczyzna, który może zapewnić jej bezpieczeństwo.
Ale czy można ufać komuś, kto nosi w sobie Mrok?



Zacznę od początku a mianowicie od faktu, że totalnie ta książka mnie pochłonęła. Wręcz chłonęłam każdą kolejną stronę jak gąbka wodę. Serio!!! Bardzo rzadko zdarza mi się, że po odłożeniu książki na bok, aby ochłonąć, nadal o niej myślę i to z większą intensywnością. O zgrozo! W pewnym momencie złapałam się na tym, że myślę o niej podczas zakupów w supermarkecie! Zamiast szukać masła, szukałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie i chęć poznania dalszej fabuły. Historia Eli, zwykłej z pozoru nastolatki i Jacka - hybrydy, który ma jej pomóc w odnalezieniu kamienia, wyryła się głęboko w mojej świadomości.
I.M. Darkness niesamowicie potrafi dawkować emocję, tym zabiegiem sprawia tylko, że chcę się więcej i więcej. Jej plastyczny język. Naprawdę dobry język, który jest tak wizualny, że wszystko widziałam jak na otwartej dłoni sprawił, że jeszcze gorliwej oddawałam się lekturze, zaniedbując wszystkie swoje obowiązki. Oczywiście odbiło się to dopiero na mnie później, ale nie żałowałam ani jeden sekundy spędzonej przy powieści. Kibicowałam Eli, żeby odnalazła się w nowej sytuacji, która spadła na nią niespodziewanie. Nie wiem, co bym zrobiła znajdując się w podobnej sytuacji. Nagle z uśmiechniętej, pełnej życia nastolatki, zmieniła się w Boginię, która miała za zadanie odnalezienie kamienia zwanego Heliodem. I jakby tego było mało, tylko ona mogła odnaleźć. Mimo, że większość paranormalnych stworzeń chciała tego dokonać, to Eli była mapą. Muszę także wspomnieć, że powoli zakochiwałam się w przystojnym Jacka, który nie bez powodu pomagał dziewczynie. Intrygowała mnie jego mroczna przeszłość. Imponowała mi jego siła i nietuzinkowy humor.
W tej historii dzieję się, dzieje się i gdy myślimy, że fabuła nabrała stabilnego tempa, autorka przyspiesza jak w biegu o medal. Darkness doskonale wszystko opracowała w najmniejszych szczegółach. Wiedziała jak uderzyć, żeby czytelnik oniemiał. Wiedziała, jakich użyczyć słów, aby wzdychał i wiedziała jak zaatakować na finiszu, żeby miał rozdziawione usta.
W stu procentach polecam, tę mądrą i szalenie interesująca powieść i już teraz zapowiadam, że przeczytam wszystko, co wyjdzie spod pióra tej autorki. Bo wiem, że autorka nie spocznie na laurach i jej bardzo dobry warsztat udoskonali się tak, że będzie mogła spokojnie konkurować z doświadczonymi pisarkami. Tego jej życzę z całego serca i wierzę, że każdy z Was będzie chciał się zapoznać z tym debiutem, bo warto wspierać polską literaturę, która nie odbiega od tej zagranicznej. Śmiem nawet powiedzieć, że jest o niebo lepsza, a tutaj mamy na to najlepszy dowód.


Książkę przeczytałam dzięki Stan: Zaczytany, która zorganizowała "Book Tour". Dziękuję za możliwość zagłębienia się w ten rollercoaster uczuć, Olu <3

środa, 31 sierpnia 2016

Na szczycie - K.N. Haner


 Tytuł: Na szczycie
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 797
Wydawnictwo: Novae Res


Długo zastanawiałam się jak opisać swoje wszystkie odczucia względem tej historii. Długo po skończeniu tego opasłego tomiska, dochodziłam do siebie i na długo to jest pewne, zapadła mi w pamięci. Wciągnęła mnie niesamowicie, wyszarpała z emocji i pozostawiła z uczuciem pustki,i błogiego spełnienia.
Poznajemy uroczą Reb, którą pokochałam i nieraz z tej miłości miałam ochotę pacnąć ciężkim narzędziem w łeb, żeby się opamiętała. Mimo wszystko, K.N. Haner wykreowała tak barwną i ekspresyjną osobę, że chcąc nie chcąc zaczęłam się z nią najzwyczajniej w świecie utożsamiać. Nie przeszkadzało mi kompletnie jej ( POWTARZAM!) czasami lekkomyślne myślenie, wręcz przeciwnie, przecież każdy ma prawo żyć tak jak tego chce. To, że autorka wybrała taką sposobność i umieściła charakterną, pełną ciętych uwag Rebekę, dało plus dla całej powieści. Nie lubię mdłych bohaterek, które nie mają własnego zdania i są na tyle upośledzone umysłowo, że trzeba,podejmować za nie decyzję. Dlatego podziękowałam w duchu autorce, że nie będę miała do czynienia z kolejną z nienawidzonych postaci fikcyjnych.
Następnych jakże urokliwym i nadto wykreowanym bohaterem okazał się Sed. Nie będę oceniać jego odchyleń, które doprowadzały na skraj wyczerpania psychicznego Reb, ale ukaże, że nawet z zagorzałego fanatyka pewnych idei, można szybko przeobrazić się w potulnego do pewnego stopnia misia ( nie mówię tutaj o całkowitym zdominowaniu i magicznym przeobrażenia się w innego człowieka pod wpływem kobiety.) Wiadomo, że nawet na lwa, czeka lwica w domu. Nie zmienia to faktu, że Sedrick Mills, pozostał do końca powieści tym samym napaleńcem i erotycznym mistrzem.
Czytałam dużo opinii na temat NR, zanim mój móżdżek zorientował się - Żaneta, przecież to Twój ulubiony gatunek, na pewno Ci się spodoba. Po namowach mojej podświadomość, popędziłam czym prędzej do ulubionej księgarni i zamówiłam egzemplarz, a po poinformowaniu pani tam sprzedającej, że to jest nasza rodaczka, niemal zobaczyłam na własne oczy jak spada szczęka na ziemię. Tym bardziej moje zapędy poznania tej książki wzrosły do maksimum i osiągnęły zenitu szczytu.
Czekałam na telefon jak na zbawieniu i kiedy już owy dostałam, popędziłam w trybie ekspresowym do księgarni i odebrałam świeżutki egzemplarz, jeszcze gorący, pachnący i tak cholernie pociągający swoją okładką. To nic, że owego dnia wybierałam się na trening, to nic, że znajdowałam się w galerii. Usiadłam na pierwszym lepszym miejscu i przepadłam, jak kamień rzucony na głęboką wodę. Książka mnie na tyle wciągnęła, że w ciągu dwóch dni przeczytałam tak wielkie tomisko. A uwierzcie mi, mając dziecko, dom, męża na głowie jest to o tyle trudne, ale jak się okazuję nie a wykonalne.
Poznajemy losy dwóch bohaterów, którzy są na tak zwanych zakrętach swojego życia i los na tyle jest im sprzymierzeńcem, że splata te drogi na jednym z wieczorów. Reb tańczy w klubie go-go, rozbierając się, ale na tym tylko zaprzestając. I on, uciekający pan młody, przypadkowo, jak się później okazuje, nie do końca, trafia na jeden z występów pięknej ciemnowłosej Rebeki. Seksowny strój, jak i skrzydła anioła całkowicie wypaliły się w świadomości Sedricka, który pożerał piękne dziewczę wzrokiem tak intensywnie, że dziewczyna straciła orientację i przestała tańczyć. Rebeka przez to traci pracę i zostaje w jednej sekundzie bez środków do życia. Już wydawałoby się, że jej życie się załamię, ale piękny nieznajomy, przez którego nie mogła wykonać zamierzonego repertuaru, wychodzi z propozycją nieodrzucenia. I tutaj zaczyna się istny ROLLERCOASTER, którego nie powstydziłaby się nawet w swoich książkach Sylvia Day.

Perwersyjne bzykanko, jak i zabawy w trójkąty i czworokąty, są tak obrazowo opisane, że czasem zastanawiałam się ( KURCZĘ, autorka musiała to przeżyć: Przepraszam Hanerka ) Jednak teraz poznając bliżej autorkę i czytając jej pozostałe dzieła, uświadomiłam sobie, że ona ma bezkres wyobraźni i śmiem teraz powiedzieć, że ta kobieta zawładnie swoimi książkami rynek wydawniczy.
Kolejnym elementem, który chciałam zawrzeć w swojej recenzji, są chociażby zarzuty względem pisarki, że plagiatowała inne erotyki. Nie doszukałam się owych oskarżeń, a komuś najwyżej tylko imiona wystarczyły do zarzucania tak powiedziałabym odległych oskarżeń.
PODSUMOWUJĄC: Historia intrygowała, wciągała i nie dała odetchnąć ani na moment. Bohaterowi, byli moimi ulubionymi postaciami, a sceny erotyczne, które są i powinny być w erotykach, były mimo kontrowersji, naprawdę smacznie opisane.
POLECAM w stu procentach i już czekam na kolejne książki.