Liczba stron: 328
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania. 2016
Ocena: 9/10
( rewelacyjna to za mało na określenie tego debiutu! )
( rewelacyjna to za mało na określenie tego debiutu! )
Rzadko,
kiedy sięgam po książki fantasy. Przyznaje się bez bicia, że ten gatunek ostatnie
mi czasy strasznie zaniedbałam. Winą mogłam obarczyć fakt, że po przeczytaniu
serii „Akademia wampirów” nie mogłam odnaleźć równie intrygującej książki.
Czułam się oczarowana historią Rose i Dimitra, dlatego nie zagłębiałam się
jakoś szczególnie w poszukiwania. „Światło w mroku” przypadkiem przewinęło mi
się w zapowiedziach, naszego wspólnego wydawnictwa. Już po okładce czułam, że
ww. książka mnie nie zawiedzie i mój nos książkowy nie zawiódł. Powiedziałabym
nawet, że radar ten został znacznie wyostrzony.
Jeden wieczór.
Tyle wystarczy, by Eli przekonała się, jak niewiele potrzeba, by
wszystko, obróciło się w pył.
Jeden wybór, który może przynieść śmierć milionom istnień.
Ona, która nie zdaje sobie sprawy, że należy do Lamandi – rodu Światła –
który wkrótce się o nią upomni.
On jako jedyny mężczyzna, który może zapewnić jej bezpieczeństwo.
Ale czy można ufać komuś, kto nosi w sobie Mrok?
Zacznę od
początku a mianowicie od faktu, że totalnie ta książka mnie pochłonęła. Wręcz
chłonęłam każdą kolejną stronę jak gąbka wodę. Serio!!! Bardzo rzadko zdarza mi
się, że po odłożeniu książki na bok, aby ochłonąć, nadal o niej myślę i to z
większą intensywnością. O zgrozo! W pewnym momencie złapałam się na tym, że
myślę o niej podczas zakupów w supermarkecie! Zamiast szukać masła, szukałam odpowiedzi
na nurtujące mnie pytanie i chęć poznania dalszej fabuły. Historia Eli, zwykłej
z pozoru nastolatki i Jacka - hybrydy, który ma jej pomóc w odnalezieniu
kamienia, wyryła się głęboko w mojej świadomości.
I.M.
Darkness niesamowicie potrafi dawkować emocję, tym zabiegiem sprawia tylko, że
chcę się więcej i więcej. Jej plastyczny język. Naprawdę dobry język, który
jest tak wizualny, że wszystko widziałam jak na otwartej dłoni sprawił, że jeszcze
gorliwej oddawałam się lekturze, zaniedbując wszystkie swoje obowiązki. Oczywiście
odbiło się to dopiero na mnie później, ale nie żałowałam ani jeden sekundy
spędzonej przy powieści. Kibicowałam Eli, żeby odnalazła się w nowej sytuacji,
która spadła na nią niespodziewanie. Nie wiem, co bym zrobiła znajdując się w
podobnej sytuacji. Nagle z uśmiechniętej, pełnej życia nastolatki, zmieniła się
w Boginię, która miała za zadanie odnalezienie kamienia zwanego Heliodem. I
jakby tego było mało, tylko ona mogła odnaleźć. Mimo, że większość paranormalnych
stworzeń chciała tego dokonać, to Eli była mapą. Muszę także wspomnieć, że powoli zakochiwałam
się w przystojnym Jacka, który nie bez powodu pomagał dziewczynie. Intrygowała
mnie jego mroczna przeszłość. Imponowała mi jego siła i nietuzinkowy humor.
W tej
historii dzieję się, dzieje się i gdy myślimy, że fabuła nabrała stabilnego
tempa, autorka przyspiesza jak w biegu o medal. Darkness doskonale wszystko
opracowała w najmniejszych szczegółach. Wiedziała jak uderzyć, żeby czytelnik
oniemiał. Wiedziała, jakich użyczyć słów, aby wzdychał i wiedziała jak
zaatakować na finiszu, żeby miał rozdziawione usta.
W stu
procentach polecam, tę mądrą i szalenie interesująca powieść i już teraz
zapowiadam, że przeczytam wszystko, co wyjdzie spod pióra tej autorki. Bo wiem,
że autorka nie spocznie na laurach i jej bardzo dobry warsztat udoskonali się
tak, że będzie mogła spokojnie konkurować z doświadczonymi pisarkami. Tego jej życzę z całego serca i wierzę, że
każdy z Was będzie chciał się zapoznać z tym debiutem, bo warto wspierać polską
literaturę, która nie odbiega od tej zagranicznej. Śmiem nawet powiedzieć, że
jest o niebo lepsza, a tutaj mamy na to najlepszy dowód.
Książkę przeczytałam dzięki Stan: Zaczytany, która zorganizowała "Book Tour". Dziękuję za możliwość zagłębienia się w ten rollercoaster uczuć, Olu <3